sobota, 30 września 2017

Rozdział III - Światełko w tunelu.

Zostałem w pomieszczeniu sam. Grzechem by było nie wykorzystać takiej okazji... Rozglądałem się za alternatywną możliwością ucieczki. Badałem wzrokiem pomieszczenie. Jedyne co mi przyszło do głowy to powrót tą samą drogą, z ryzykiem napotkania tego psychopaty. Niestety byłem przywiązany i nie mogłem się uwolnić, gdyż nie miałem niczego, czym mógłbym przeciąć więzy. Nagle powrócił doktor z ogromnym, lśniącym nożem. Podchodził powolnym krokiem z uśmiechem szaleńca. Widziałem tylko jego zgniłe zęby i w miarę jak się zbliżał czułem coraz intensywniej jego oddech... niczym śmierć, która zaraz ma mnie zabrać w otchłań piekieł. Myślałem że to już mój koniec, zamknąłem oczy..  i usłyszałem huk.  Otworzyłem oczy, a przede mną stała dziewczyna, cała brudna. Bez słowa zaczęła mnie uwalniać w więzów, rozcinając je narzędziem, które upuścił wcześniej mój oprawca. Złapała mnie za rękę i spróbowała wyprowadzić z pomieszczenia.
Upadłem na ziemię. Podcięte ścięgna nie pozwalały mi na utrzymanie się na nogach. Dziewczyna zaczęła szukać czegoś w co mogłaby zawinąć mi nogę na czas ucieczki. Widząc jej panikę, oderwałem rękaw od koszuli, w którą byłem ubrany i jej go podałem. Dziewczyna przyklękła koło mnie i założyła prowizoryczny opatrunek. Ciągle rzucała przerażone spojrzenia w stronę ogłuszonego mężczyzny, jej źrenice rozszerzał strach. Chwyciła mnie pod ramię i prowadziła w kierunku wyjścia z sali. Znaleźliśmy się w ciemnym korytarzu w podziemiach.
– Co tu robisz? – zapytałem ją, starając się nie okazywać bólu. Świerza rana mimo prowizorycznego opatrzenia intensywnie promieniowała bólem. – Jak masz na imię, wybawicielko?
– Nie teraz – ucięła, ciągnąc mnie w dalszą drogę. Ciągle rozglądała się zaniepokojona, co było w pełni uzasadnione: za nami znajdował się ogłuszony, „bezskóry” psychopata, który w każdej chwili mógł się ocknąć i zacząć nas gonić. 
Dziewczyna pociągnęła mnie do kolejnego pomieszczenia, w którym znajdowała się klapa w podłodze. W pierwszej chwili jej nie zauważyłem. Szczerze mówiąc zdałem sobie sprawę z jej istnienia dopiero, gdy dziewczyna ją uniosła. Rozległ się zgrzyt, co spowodowało skulenie się mojej wybawicielki oraz serię kolejnych niespokojnych spojrzeń dookoła.  Dziewczyna odczekała chwilę, trwając w całkowitym bezruchu. Upewniała się, że nikt się ku nam nie zbliża. Następnie zsunęła się w dół odsłoniętego przez klapę tunelu, dając mi znak, bym za nią podążył.
Pomieszczenie, w jakim się znaleźliśmy miało niski strop. Ewidentnie jego konstruktor nie projektował go z zamysłem stworzenia wygodnego korytarza dla personelu szpitala. Sądząc z nieprzyjemnego zapachu wewnątrz mógł to być pierwotnie odpływ kanalizacyjny lub zsyp na śmieci. Było zbyt ciemno, a moje jedyne źródło światła – kamera z noktowizorem, przepadła. Czołgając się za nią zagryzałem zęby. Nie wiem, jak długo dam radę... Noga emanowała coraz silniejszym bólem. Dotarło do mnie, że mężczyzna prawdopodobnie pokrył nóż czymś, co chwilowo powstrzymywało ból. Teraz to „coś” się ulatniało, a pulsujący rytm rozchodził się wokół rozcięcia. 
Tunel nagle się urwał. Dziewczyna zniknęła, a ja nie miałem pojęcia, co się dzieje. Słyszałem ją, jednak nie miałem pojęcia, gdzie była.
– Góra. – Krótki komunikat padł sponad mojej głowy. 
Badając na ślepo dłońmi przestrzeń przede mną natrafiłem na drewnianą konstrukcję. Drabina. Rozpocząłem mozolną wspinaczkę w górę. Gdy w moją twarz uderzył nieco świeższy podmuch, odetchnąłem. Dziewczyna pomogła mi wydostać się z szybu. Mętne światło księżyca,  wpadające przez brudne okno oświetlało pomieszczenie, w którym się znaleźliśmy.  A był to korytarz główny. Moja wybawicielka bezszelestnie pokonała niewielki odcinek, ciągle rozglądając się dookoła. Otworzyła drzwi jednego z pokojów. Dołączyłem do niej i pomogłem jej zastawiać drzwi szafą. Wywołaliśmy tym sporo hałasu. O wiele za dużo, jak na moje wyostrzone ciemnością i ciszą zmysły. Chwilę później dziewczyna przysunęła do szafy łóżko, umacniając barykadę. Oceniła ją pospiesznie wzrokiem i uznała za wystarczająco solidną. Chwilę później w pomieszczeniu coś błysnęło: zapałka. Odpaliła świeczkę, byśmy mogli widzieć się w ciemności. Wskazała mi drugie, stojące pod ścianą łóżko, na którym z ulgą usiadłem. W moich myślach pulsował ból, ciężko było mi się na czymkolwiek skupić. Ona jednak się tym nieszczególnie przejmowała.
– Jestem Mia. Mieszkam tu od... dawna.
– Ja jestem Jason – odpowiedziałem dziewczynie, opierając plecy o chłodną, zawilgoconą ścianę.
– Wiem – jej brwi zbliżyły się do siebie wzajemnie, okazując lekką irytację. – Umiem czytać.
"Umie czytać...?" przemknęło mi przez myśl. Nie zrozumiałem, co miała na myśli. Musiała to zauważyć, gdyż dodała:
– Widziałam ten napis na ścianie – powiedziała to wolno, badając wzrokiem, czy rozumiem, co do mnie mówi. Czyżby uważała mnie za kogoś nierozgarniętego? – Tam było napisane twoje imię. Razem z powitaniem - przypomniała.
Moja zdolność do kojarzenia faktów zdecydowanie się obniżyła. Przyczyną prawdopodobnie był ten okropny ból. Tak silny, że chwilami ciemniało mi przed oczami. Nie odpowiedziałem jej. Odchyliłem w tył głowę i zamknąłem na chwilę oczy. 
– Przyniosę ci coś przeciwbólowego – poinformowała mnie Mia, siłując się z meblami. Była trochę wychudzona, a jej odsłonięte przedramiona wyglądały na prawdę wątło w migotliwym świetle świecy. – I coś do jedzenia – sapnęła, gdy w końcu szafa ustąpiła pod naciskiem jej mięśni i chyba według jej uznania wystarczająco blokowała drzwi. – Przyda ci się siła i znieczulenie, muszę zszyć twoją ranę. Przyblokowałam drzwi, za nic nie ruszaj barykady! – zaleciła. 
Ostatnie jej słowa słyszałem jakby z oddali, nie mogłem do końca ich zrozumieć. Oczy zaszły mi czerwoną mgiełką, a umysł pogrążył się w błogim, nie czułym na nic stanie odrętwienia.
*

Ocknąłem się jakiś czas później. Nie mam pojęcia, ile czasu minęło. Nie miałem przy sobie zegarka, zresztą i tak w tym przeklętym szpitalu upływ czasu zdawał się nie mieć większego znaczenia. Jednak gdzie była Mia? Szybkie spojrzenie na świeczkę wystarczyło mi za odpowiedź. Początkowo kilkunastocentymetrowy wałek wosku stracił ładnych parę centymetrów. Dziewczyny nie było dość długo. Czyżby coś po drodze ją dopadło...? Poza tym w jaki sposób ona się stąd wydostała? Przecież drzwi były nadal dokładnie zabarykadowane. 
Chwilowa, irracjonalna myśl zjawiła się w mojej głowie: może Mia nie istniała, a jej obecność była tylko wytworem mojego umysłu? Wariujesz, Jason...
W miarę upływu czasu świeczka się kurczyła, gorący płomień pochłaniał zachłannie knot i wosk. Niebawem wypali się do końca. Zapadnie ciemność. Znowu. Nie mam już kamery z noktowizorem. 
Zacisnąłem zęby, podnosząc się z łóżka. Być może, skoro Mia (jeśli w ogóle istniała) miała jedną świeczkę, gdzieś w pomieszczeniu znajdę kolejną? 
Rozpocząłem przeszukiwanie wszystkich możliwych miejsc, w których można by ukryć świece. I pod łóżkiem odnalazłem jeszcze dwa egzemplarze woskowych wytworów. Planowałem czekać niemal do ostatniej chwili z odpaleniem kolejnej świeczki, by nie marnować i tego ogarka, który pozostał ostawiony na niewielkim, szpitalnym stoliku.
Mia powiedziała, że mieszka tu od dawna. Czyżby ta przeklęta ziemia nie dawała się opuścić? Musiała przecież próbować ucieczki, a była na prawdę sprytna, skoro nadal żyła. Gdyby nie ona, podzieliłbym los konającego mężczyzny, którego widziałem w podziemiach. 
Świeca prawie zgasła... Czy powinienem odpalić drugą? Czy ruszyć na poszukiwanie Mii? Może... Może potrzebuje mojej pomocy?
Nim udało mi się podjąć jakąkolwiek decyzję ciche skrzypnięcie i powiew wiatru od strony okna wyrwało mnie ze skupienia. Chwyciłem leżący na podłodze przypadkowy przedmiot, który okazał się łyżką. Marna broń. Przyjąłem pozycję obronną: jeśli ktoś mnie zaatakuje, będę się bronił. Żywcem mnie nie wezmą!
Z parapetu okna, którego szybę ktoś szczelnie okrył burym kocem, zsunęła się para bosych stóp, a tuż za nimi reszta postaci. Skołtunione, ciemne włosy, rozszerzone strachem, brązowe oczy. Mia. 
– Nie poluj na mnie. – Jej ton był surowy. – Mamy tu gorszych wrogów. Nie planuję bronić się jeszcze przed tobą. – Położyła na stoliku koło gasnącej świeczki coś owiniętego zabrudzonym prześcieradłem. – Nie mogłeś zapalić kolejnej? – Gestem głowy wskazała na źródło światła. Nie czekając na odpowiedź sięgnęła po kolejną świecę, odpalając ją od poprzedniej. 
Obserwowałem jej poczynania, siedząc na podłodze. Z zawiniątka wyciągnęła szklaną butelkę z przezroczystym płynem, kilka srebrnych puszek oraz coś, co wyglądało jak podręczna apteczka. Zza łóżka wydobyła miskę, w której pływał metalowy kubek. 
– Jedzenie. – Dotknęła dłonią puszki. – Picie. – Skinęła głową w stronę naczynia z wodą. – Ale najpierw zastrzyk. 
Nie wiedziałem, jak mam zareagować. Z jednej strony wydawała się moją sojuszniczką, w końcu ocaliła mnie przed rzeźnikiem z podziemia, a z drugiej... Byłą tu od dawna. Może należała do personelu szpitala, a to była jedynie gierka, mająca na celu w najlepszym wypadku mnie okaleczyć?
Mia działała jednak sprawnie. Igła strzykawki, którą przed chwila naciągnęła jakąś cieszą wylądowała w oka mgnieniu w moim ramieniu. Nie zdążyłem nawet zareagować... Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie łagodnie, uspokajająco. 
– Zjedz coś. Jak zacznie działać, zszyję ci ranę. 
Nie ufałem jej wcale. Nie chciałem, by robiła cokolwiek igłą przy mojej nodze, a już w szczególności przeprowadzała wątpliwej sterylności zabieg chirurgiczny. Póki co jednak odczuwałem głód, więc skorzystałem z pożywienia, jakie zaoferowała Mia. Razem z nią opróżniliśmy zawartość puszki, popijając z jednego kubka posiłek zimną wodą z miski. W pewnym momencie kubek stał się dla mnie dziwnie ciężki. Usłyszałem brzęk metalu o podłogę, skwitowany krótkim, dosadnym przekleństwem z ust Mii, a następnie zapadła ciemność.

5 komentarzy:

  1. Ciekawe, co przewidujesz dalej dla Jasona :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedługo będzie kolejny rozdział :) Cierpliwości :D

      Usuń
    2. Świetnie! Czekam z niecierpliwością :P

      Usuń
  2. Nie wiem, czy to moje uwagi tak na ciebie wpłynęły, czy co, ale ten rozdział już bardziej mi się podobał. Jest więcej opisów, więcej odczuć bohatera, to dobrze. :)
    Ciekawa jestem tej Mii. Nie wiem,czy jej ufać, czy nie. No i sam fakt, że jest tam tak długo...
    Nie przestawaj ćwiczyć i się rozwijać, bo uważam, że jesteś w stanie jeszcze sporo pokazać.
    Pozdrawiam!
    P.S Nie wiem, jak się zaopatrujesz na historie kryminalne, ale zapraszam też do siebie. Oczywiście, jeśli lubisz takie klimaty. ;)

    www.zaslonamilczenia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń